poniedziałek, 7 stycznia 2013
Koncertowe podsumowanie 2012
Minął kolejny rok i wraz z początkiem karnawału przyszedł czas na różnorakie podsumowania. Tym razem nie bardzo się czuję na siłach by wyliczać tegoroczne wydawnictwa gdyż zeszłorocznych płyt słyszałem pewnie niewiele więcej niż dziesiątkę a i nie wszystkie były dobre, także niewiele było interesujących przebojów, które by mi się jakoś ponadstandardowo upamiętniły więc skupię się na samych koncertach jakie dane mi było w ostatnich 12 miesiącach doświadczyć, gdyż akurat w tej kwalifikacji dobrobyt wystąpił niespotykany od dłuższego okresu.
20
Tarwater - 2012.05.26, Re, Kraków
19
Zacier + sztajemka - 2012.11.30, Schizofrenia, Kraków
Kolejny koncert z Krakowa, tym razem oglądany z boku/tyłu sceny (i z tego względu nagranie niestety nie wyszło jak należy) ale z przodu w ciasnej piwnicy miejsca było mało a i szał odchodził na poziomie to już nie chciałem się dopychać. Zacier prócz zwyczajowych szlagierów o wódce, kebabie z odpadów atomowych, róbrege, niedźwiedziach i pedałach przetrenował też kilka zupełnie nowych kawałków tak że aż termofory z głów spadały.
jako że nagrań tym razem nie będzie to chociaż obrazek jaki gryplan założył sobie dr. Jędras na andrzejkowy koncert w Schizofrenii
18
Iggy and The Stoogies - 2012.08.04, OFF Festival, Katowice
Normalnie nie mam pojęcia na czym obecnie jedzie Iggy ale zdecydowanie chcę namiar na jego dostawcę. Facet jest rok starszy od mojego ojca a miota się po scenie i szaleje jak jakiś dwudziestolatek i jak tu uwierzyć że rokendrol nie impregnuje...?
17
Apolonia Nowak, Dagmara Barna i Ars Nova - 2012.03.04, Warszawa, Kościół Środowisk Twórczych
16
Mark Lanegan - 2012.03.19, Proxima, Warszawa
15
The Wedding Present - 2012.08.04, OFF Festival, Katowice
Niestety David Gedge tym się różnił od swojego kolegi z zespołu (Petera Solovki, który założył potem The Ukrainians) że dotychczas jakoś udawało mu się omijać nasz kraj w trakcie swoich koncertowych wojaży, jednak wreszcie (jak go określił lider) na wpół legendarny zespół Ślubny Prezent dotarł po ponad dwóch dekadach i miejmy nadzieję że na następną wizytę nie przyjdzie czekać równie długo. Mimo wydania nowej płyty skład był akurat w trasie gdzie grali w całości swego starego longa 'Seamonsters' jednak jak dla mnie najsłodszą wisienką (lub jak mniemając po liryce kawałka - przedawkowaną szarlotką) na torcie całego festiwalu był mój ulubiony numer z ich repertuaru jaki zagrali na sam koniec występu
14
Muzykanci, Swoją Drogą, Kwadrofonik, Agata Siemaszko i Kuba 'Bobas' Wilk - 2012.05.17, Warszawa, Studio Polskiego Radia
Kurpiowski koncert w trakcie festiwalu Nowa Tradycja pokazywał w jaki sposób obecni muzycy podchodzą do regionalnej spuścizny z okolic Mysiańca, Kadzidła i Czarni. Zagrało kilka (bodajże 5) różnych składów, jednak to co spowodowało że będę pamiętał ten wieczór to był krótki set kwartetu Kwadrofonik. Dziwnym trafem jakoś dotychczas nie miałem okazji wiedzieć o ich istnieniu i dokonaniach lecz po tym co pokazało to podwójne duo (2x fortepian i 2x wszelakie instrumenty perkusyjno-uderzane) zostałem ich fanem, szkoda tylko że tak rzadko grają...
13
Koncert na zakończenie roku ks. W. Skierkowskiego na Mazowszu - 2012.03.08, Uniwersytet Muzyczny, Warszawa
12
ANBB - 2012.08.03, OFF Festival, Katowice
Ja to właściwie nie lubię festiwali a już żeby jechać na wszystkie dni to jakoś od prawie 20 lat mi się nie zdarzyło, tym razem jednak miałem karnet na cały OFF to i szkoda było nie wykorzystać, a skoro już wykorzystałem to szkoda było nie przejść się na występ takiej legendy... I w ten sposób nie wiedząc kompletnie nic o kolaboracji Blixy Bargelda z Alva Noto wylądowaliśmy w experymentalnym namiocie gdzie panowie dali występ który zapadł w pamięć na długo i z wyłączeniem murowanych faworytów okazał się być najciekawszą sztuką na zeszłorocznym Offie
11
Sława Przybylska - 2012.03.18, Teatr Rampa, Warszawa
bing-bang i pierwsza dycha
10
Orkiestra na Zdrowie - 2012.08.10, Promenada, Mrozy
Czasami bywa tak, że na koncercie danego składu nie byłem od tak bardzo dawna że już sam nie pomnę kiedy i zaczynam odczuwać nieodpartą potrzebę sprawdzenia na żywo co akurat aktualnie porabiają. W 2011 udzieliło mi się to głównie w temacie Świetlików, natomiast w zeszłym roku jednym z takich najmocniej odkurzonych zespołów jak dla mnie była Orkiestra Na Zdrowie - Jacka Kleyffa. Niestety w pełnym składzie nie grają za wiele koncertów, więc występ w Mrozach (gdzie niedawno Jacek zamieszkał) wyglądał na tyle ciekawie, że nie sposób było bym go sobie odmówił, zatem mimo iż pogoda nie sprzyjała ruszyłem kolejką mazowiecką na wschód do Mrozów. Festyn odbywał się akurat na Promenadzie zaraz koło stacji więc nie trzeba było specjalnie się błąkać w poszukiwaniu miejsca i starczyło jeszcze czasu na szybkie spatrolowanie trasy unikalnego konnego tramwaju który znowu dowozi kuracjuszy ze stacji do uzdrowiska ale o tym to już może niech sam Jacek zaśpiewa...
9
Djivan Gasparyan i Alim Qasimov - 2012.09.23, Namiot pod Pajacem, Warszawa (8 Festiwal Skrzyżowanie Kultur)
Z okazji kolejnej (już ósmej) edycji zacnego festiwalu Skrzyżowanie Kultur udało mi się wreszcie złapać na żywo prawdziwą legendę duduka - Djivana Gasparjana, ponad osiemdziesięcioletniego Ormianina który grał choćby już dla Stalina (no to akurat nie stanowi jakoś specjalnie in plus), Djivan wraz z towarzyszącymi muzykami (w tym ze swoim tak-samo-nazywającym się wnukiem) wystąpili na otwarcie całego festu. Piknie grali, a stary Gasparyan nawet raz zaśpiewał i to tak że ściskało się serce
a jakby tego było mało wkróce potem na scenę wyszedł Alim Qasimov z córką i muzykami i odstawili takie mugamy jakich najznamienitsi wschodni śpiewacy nie mogli by się powstydzić, już chyba zaczynam kumać co mówiła Bjork o tym gościu że to najlepszy z żyjących wokalistów...
8
Woven Hand, Great Lake Swimmers, Haydamaki i inni - 2012.07.01, Amfiteatr Opery i Filharmonii Podlaskiej, Białystok (Halfway Festival)
W 2011 na skutek pewnej desperacji, że DEE wraz ze swoją brygadą wciąż nie może trafić do Polski pojechalim do Hagi obejrzeć Woven Hand, a tu tymczasem niespodzianka bo w zeszłym roku nie dość, że wreszcie dotarli do nas to jeszcze uczynili to dwukrotnie i może w ramach zadośćuczynienia podczas pierwszego występu miała miejsce światowa premiera nowego materiału który spowodował znaczne poruszenie (no a przynajmniej takie że DEE zaniechał grania koncertów na siedząco) i jako 'fakin' rokendroll band' Gieniu wystąpił wreszcie na stojaka! baa, nie dość że zagrał w pozycji absolutnie pionowej to jeszcze dał czadu tak, że prawie nie było słychać co śpiewa w tej zupie przesterów, normalnie prawie zgroza, taki kaznodzieja a tu dźwięki niemal diabelskie!
Parę miesięcy później pojawił się znowu, tym razem w Proximie ale wówczas już można było się spodziewać co się wydarzy podczas gdy koncert w Białymstoku nie dość, że dzień po egzaminie na drugim końcu kraju to jeszcze zaraz po burzy, która o mało co nie spowodowała że w ogóle bym zaspał na to wydarzenie ale szczęśliwie się udało!
Wcześniej zagrali jeszcze choćby Haydamaki (dosyć żywiołowo) i Great Lake Swimmers (ci znowu nieco przynudzali) ale to akurat nie oni wpłynęli na decyzję o eskapadzie na Podlasie
7
Crime & the City Solution, Anna von Hausswolff i Insect Ark - 2012.10.31, C-Club, Berlin
To wygląda co najmniej dziwnie, Krajmy dopiero na siódmym miejscu?
Zeszłoroczna reaktywacja i krótka trasa koncertowa (po USA i Europie) miała w zamierzeniu wyprzedzać nowe wydawnictwo (planowane na ten rok) i promować składankę utworów (głównie z berlińskiego okresu jej działalności w latach '80). Już od paru lat było słychać że Simon Bonney kombinuje coś z powrotem do szołbiznesu, ino pierw było to anonsowane jako wydanie jego trzeciej solowej płyty plus jakaś składanka a ostatecznie ujawniło się jako reaktywacja Krajmów i dosyć regularna trasa z nowym składem. Na ostatnim występie w jej ramach, który miał się odbyć w Berlinie po prostu nie mogło mnie zabraknąć, nawet mimo zupełnie nieszczęśliwej daty która generowała moja absencję na przelocie przez cmentarze w czasie ulubionego święta ale cóż...
Supporty jakoś specjalnie nie zachwyciły i mimo nieżyciowych cen za browar spędzilim je głównie w ogródku sącząc piwko i paląc fajki na tyle aby we właściwym momencie znaleźć się tam gdzie trzeba gdy zacznie się opus magnum wieczoru. Ino gdy już się zaczęło to nie dość, że dźwięk daleki był od krystalicznego to jeszcze można było odnieść wrażenie że zespół jakiś-taki nie bardzo zgrany jest a w niektórych kawałkach to nawet moje drewniane ucho wyłapywało fałsze i niezgrania...
Na szczęście dwa najstarsze numery z repertuaru jakie można było tego wieczora usłyszeć nie raziły, choć myślałem że za najbardziej charakterystyczne gitarowe partie będzie odpowiedzialny DEE i doda im nieco pogłosowo-schizofrenicznego kolorytu w stylu Rowlanda, to wyszło że zagrał je dosyć dokładnie z pierwowzorem Alex Hacke
prezentowane nagrania zrobione przez hanno, gdyż jego wersja brzmi po prostu lepiej od mojej
6
Afghan Whigs - 2012.08.14, Proxima, Warszawa
Afgany to po Krajmach kolejny zespół o którym nie sądziłem, że dane mi będzie zobaczyć ich na żywo, ale na szczęście Grzesiek Dulli raczył był reaktywować ten projekt z udziałem oryginalnych wioślarzy wspomagany przez trójkę gości z którymi ostatnio grywał w Twilight Singers. Dobrze dobrany przekrojowy materiał z ostatnich 4 płyt, który nieco rotował w trakcie trasy więc największą niewiadomą było to czy zagrają w Warszawie Milesa. Kilku szlagierów może zabrakło ale generalnie dobór taki że nie ma co narzekać w odróżnieniu do warunków akustycznych panujacych w Proximie ale to też znany problem… Po koncercie udało się nam nawet dorwać Dulliego i jako ciekawostkę dodam że Grzesiek obecnie (a przynajmniej w sierpniu) zasłuchuje się głównie we francuskim disko!
Dużym bólem było to że akurat w tym samym czasie w CDQu odbywał się reaktywacyjny wystep stołecznej legendy – zespołu Transmisja i z tego co słyszałem z odtworzenia było równie zarąbiście
5
Tindersticks i Thomas Belhom - 2012.11.18, Teatr Rozrywki, Chorzów
Kolejnym dowodem na wyjątkowy urodzaj koncertowy w zeszłym roku było to, iż po raz pierwszy dwukrotnie w naszym kraju zagrali Tindersticks. Na początek w Warszawie w czasie pierwszej części trasy promującej ostatnią płytę a ponownie na zakończenie jesiennego touru tym razem na Śląsku i ten drugi koncert wypadł zdecydowanie lepiej. Muzycy wyglądali na bardziej zrelaxowanych, publika ożywiona i bardziej klarowny dźwięk niż w Palladium. Kilka zmian w repertuarze w porównaniu z wiosennym występem i należycie wykorzystany Terry Edwards (Sleepy Song!) i tylko szkoda, że po drugim bisie szybko zapalono światła bo jak się okazało po koncercie goście chętni byli pograć jeszcze, ech...
A najpierw jako support zaprezentował się poprzedni bębniarz Tinderów, który mimo iż na scenie był solo to czarował jednocześnie dźwięki z perskusji, gitary i innych wynalazków zupełnie jakby go sklonowali.
4
House of Love - 2012.08.04, OFF Festival, Katowice
To właśnie ten zespół spowodował że w zeszłym roku zaliczyłem całego offa, a dokładniej to może szybkie ogłoszenie że mają tam grać jeszcze w czasie jak karnety kosztowały tyle ile jednodniówki przed więc trudno było się oprzeć. Dodatkowo wyglądało że będzie to jedyny występ kapeli Guy'a Chadwick'a w roku,a już całkiem niedawno ogłoszono że tak im się spodobało wspólne granie iż w listopadzie nagrali nową płytę (dwa kawałki z niej można było usłyszeć w Katowicach) i ma wyjść na wiosnę. Wracając do koncertu to z wszystkich trzech największych reaktywacyjnych niespodzianek 2012 jak dla mnie wypadli najlepiej, co bardziej należy docenić że nie mieli okazji na trening w czasie trasy. Szkoda tylko że po zagraniu największego szlagieru gdy w planach było jeszcze Love in a car organizatorzy odwołali ich ze sceny ku zawiedzeniu publiki
3
Twilight Sad - 2012.08.05, OFF Festival, Katowice
Bodajże pięć lat temu ich koncert na festiwalu Roskilde był moim ulubionym występem z danego okresu a i debiutanckie wydawnictwa (EPka i LongPlej) były jednym z częściej trenowanych wówczas. Od tego czasu wraz z kolejnymi wydawnictwami mój entuzjazm sukcesywnie opadał to jednak nie mogłem sobie odpuścić ich pierwszego występu w PL. Było głośno! jak dla mnie nawet bardziej niż na przereklamowanych Swans (no ale wówczas nie stałem tak blisko głośników) ale na szczęście całkiem klarownie jak na takie warunki. Wokalista mocno skupiony w czasie performensu a i wyraźnie wzruszony odbiorem i entuzjazmem publiczności. Nawet sobie ze sceny zrobili zdjęcie jak to się u nas miło ludzie bawią i wrzucili na stronę, a wogóle to okazało się że to bardzo skromni goście bo 3 z nich spotkalim później przed koncertem Stefka Malkmusa i na tyle na ile się mogliśmy skomunikować (szkocki akcent utrudniony kilkoma? browarami) bardzo sobie chwalili swój pobyt, no i my także
2
Hugo Race Fatalists i Sacri Cuori - 2012.11.14, Javorník, Městské kulturní středisko
Hugo Race, który często w ostatnim dziesięcioleciu odwiedzał nasz kraj zawsze był poważnym kandydatem w zestawieniach koncertowych, gdyż raczej nie zwykł grać słabych sztuk a i okraszał je dodatkowo nawiedzonymi gawędami. Niestety kierownik Gustaff Records zrezygnował z działalności koncertowej swoich podopiecznych i mimo wydania nowej płyty nie dane było doświadczyć w 2012 występu Australijczyka u nas. Na szczęście jesienią grał trasę w Czechach i kilka koncertów miało miejsce niedaleko od granicy i wśród nich najabardziej radośnie wyglądał występ w Javorniku (miejscowości przez którą rodacy skracają sobie drogę jadąc z Paczkowa do Lądka Zdroju, jako się okazało po złapaniu stopa). Około 3 tysięczne miasteczko nieczęsto gości takie gwiazdy a dodatkowo lubię czasem wyskoczyć na koncert poza duzymi miastami, do tego wyjazd stwarzał też możliwość obejrzenia kilku miast do których od dawna się wybierałem ale niespecjalnie się udawało (Nysa, Paczków, Głuchołazy).
Gdy wczesnym popołudniem pojawiliśmy się przed miejscowym domem kultury leciała nastawiona w kółko nowa płyta Fatalistów, na którą co jakiś czas nałożone były zapowiedzi wieczornego koncertu (oczywiście po czesku co samo w sobie brzmiało dosyć wesoło i jeszcze bardziej poprawiało dobre samopoczucie w czasie wycieczki)
Po obejrzeniu miasteczka i zameldowaniu na kwaterze udaliśmy się coć zjeść i wypić do miejscowej tawerny, w której jak się okazało zatrzymała się grająca ekipa więc była okazja na krótką pogawędkę.
Od ostatnich dwóch płyt koncertowy skład Hugona dopełniają Włosi z zespołu Sacri Cuori. W zeszłym roku wydali drugą, bardzo dobrze przyjętą płytę ‘Rosario’ więc możliwość posłuchania ich setu który grali jako przystawka przed daniem głównym była co najmniej tak samo kręcąca jak występ głównego bohatera wieczoru i jak się potem okazało był to taki support który znacznie podniósł ogólne wrażenia po całym wieczorze. Ich instrumentalna, sącząca muzyka, która świetnie nadawała by się na jakiś filmowy soundtrack, znakomicie brzmiała w nomen-omen kinowej sali javornickiego domu kultury. No szkoda tylko że nie zagrali Flatlands z pierwszej płyty o co parę razy wcześniej prosiłem Antonia, ale obiecał że jak już dojadą do Polski to specjalnie przygotują co najmniej 15-minutową wersję tego kawałka. Za to wśród (6) utworów jakie zaprezentowali znalazł się choćby wydłużony w stosunku do płyty znakomity killer o tytule 6
Po krótkiej przerwie muzycy powrócili na scenę tym razem w towarzystwie Huga i zaprezentowali niemal wszystkie utwory z obu wspólnych albumów, wzbogacone o cover Bossa, który znalazł się na innym longu firmowanym przez Mr. Race’a w ubiegłym roku – tym razem solowej akustycznej płycie z przeróbkami miłosnych piosenek. Dziwny to był koncert bo jeszcze nigdy dotąd nie miałem okazji widzieć go w tak dużym (gabarytowo) pomieszczeniu, które jednak niespecjalnie było zapełnione, a dodatkowo przez niemal cały czas występu paliły się światła na widowni. Nie wiem czy w Czechach obowiązują inne zwyczaje w tym względzie ale czasami można było odnieść wrażenie że to jakiś świat równoległy. Na prawie wszystkie pytania do organizatorów i dźwiękowców dostawałem odpowiedź, że płyty można kupić w hallu a dodatkowo nie jestem pewien czy pan który odpowiadał za nagłośnienie miał wszystko w porządku ze zmysłem słuchu, gdyż dosyć często nateżenie dźwięku ze wzmacniacza Huga zagłuszało wszelkie inne dźwięki dobiegające ze sceny. Jak się potem okazało także muzycy trochę się dziwili czeskiej mentalności bo sami przyznawali że czasami kompletnie nie są w stanie się porozumieć z miejscowymi i bynajmniej bariera językowa nie była największym utrudnieniem.
Cały wieczór skończył się tam gdzie i zaczął czyli lekko zakrapianą kolacją w javornickiej tawernie i tylko szkoda że nie mogła potrwać dłużej no ale w takim wypadku nastepny występ we Vsetínie mógłby być zagrożony
cdn...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz