Sława Przybylska - Teatr Rampa, Warszawa (18 III 2012)
Jubileuszowy recital odnosił się do co najmniej kilku aspektów czasowych z kariery Pani Sławy, ale najbardziej zawadiacko wyglądała ta interpretacja, że jubel wiąże się z dziesięcioleciem (a nawet nieco ponad) koncertów na których Artystka żegna sie z publicznością, gdyż to jesienią, a dokładnie 15 X 2001 w tym samym miejscu, miał miejsce pierwszy koncert zapowiadający cykl pożegnań ze sceną. Cykl był obliczony wprawdzie na okres jednego roku, no ale cóż tak czasami bywa, że pierwotne wyliczenia bywają różnie weryfikowane przez nastałą rzeczywistość. W tym wypadku wielce szczęśliwie wejściowe założenia okazały się być bardzo niedoszacowane, skoro okres pożegnań tak się wydłużył a i koncert w Rampie zapowiadany jako być może ostatni wcale niekoniecznie takowym się musi okazać, tym bardziej że forma w jakiej znajduje się Pani Sława raczej nie skłaniałaby do kończenia a wręcz do wzmożenia scenicznej aktywności.
Podczas koncertu, który wyglądał że potrwa może z półtorej godzinki i będę miał jeszcze możliwość wyrobić się na sztukę Otisa Taylora w Hybrydach, a jak się okazało rozrósł się do ponad 3 godzin, w trakcie których był około półgodzinny antrakt, oraz sporo przerw spowodowanych wystąpieniami, laudacjami na cześć czcigodnej Artystki oraz wręczaniem licznych nagród, statuetek, medali, odznaczeń, dyplomów i kwiatów od przedstawicieli włądzy rządowej, samorządowej, Stowarzyszenia Artystów Wykonawców, lokalnych społeczności z Otwocka i Józefowa, Białostockiego biznes-klubu oraz bliższych i dalszych znajomych Państwa Sławy i Jana.
To mimo, że te liczne przerwy stopowały nieco dynamikę występu to z drugiej strony niewątpliwie dawały chwilę wytchnienia dla Artystki dzięki czemu sam występ i ilość zaprezentowanych utworów znacznie przewyższały występ w Działdowie więc nie można narzekać :)
Dodatkowo brzmienie w Rampie było niemal jak żyleta, nawet mimo tego iż znajdowałem się prawie na samym końcu widowni.
Na początek tradycyjnie zabrzmiała Pieśń gruzińska autorstwa Bułata Okudżawy
a potem pierwsza z interpretacji wierszy Marii Konopnickiej do muzyki Janusza Tylmana, czyli kawałek tłumaczący się z niechęci do emigracji. Następnie przyszedł czas na króki set pacyfistyczny który zainugurował szlagier autorstwa Pete'a Segera a następnie zupełnie premierowe wykonanie wiersza Urszuli Kozioł
Po pierwszej krótkiej przerwie w trakcie w której wystąpili muzycy: Ryszard Poznakowski i Aleksander Nowacki z SAW przyszedł czas na set piosenek miłosnych z różnych bliższych i dalszych okolic basenu śródziemorskiego, np z Malagi
Po kolejnej przerwie, laudacji i pozdrowieniu przedstawicieli publiczności wśród której znaleźli się choćby filozofka Maria Szyszkowska, pisarz Józef Hen czy profesor Lucjan Kaszycki znany z licznych działalności ale w kontexcie występu Sławy Przybylskiej przede wszystkim z kompozycji najsłynniejszego utowru z jej repertuaru, usłyszeliśmy piosenki z repertuaru Charlesa Aznavour'a, Edith Piaf czy następny wynalazek z krajowych dokonań dwudziestolecia międzywojennego świadczącego o tym że już w tej epoce nad Wisłą czucie blusa było na co-najmniej przyzwoitym poziomie
Na koniec pierwszej części jeszcze dyptyk o Rebece z Kazimierza i można się było udać na winko do hallu ;)
Po przerwie Pani Sława zaprezentowała się w zmienionej kreacji w sam raz z epoki z jakiej pochodził pierwszy kawałek drugiego setu. Jako drugi zabrzmiał ten który miałem nikłą nadzieję że się pojawi, bo skoro w składzie prócz pianisty miał być także skrzypek to szkodą wielką byłoby nie zagrać tej solówki a w tym wypadku nawet okraszonej wstawką cygańsko-baunsową. Po jeszcze jednej piosence z przedwojnia i kolejnej przerwie przyszedł czas na set utworów skomponowanych przez Janusza Tylmana do wierszy Marii Konopnickiej. Jako pierwszy zabrzmiał ten który opisywał okolice Szczawnicy w których Pani Sława mieszkała przez kilka lat a i chadzała tymi samymi ścieżkami co poetka
Następnie była przeróbka szkolnego wierszyka oraz interpretacji psalmu także do słów Konopnickiej i po kolejnej przerwie spowodowanej wystąpieniem przedstawicielki ministerstwa Kultury i Sztuki koncert nieuchronnie począł zmierzać ku końcowi i wszedł w fazę 'największych szlagierów na koniec'
Jako pierwsze zabrzmiało bezpowrotne tango, tym razem na szczęście już żadna klimatyzacja nie przeszkadzała
A następnie nawet Pan Krzyżanowski zachęcił publikę do wokalnego wsparcia w refrenie znanego szlagieru z repertuaru Hanki Ordonównej. Tendencja wspólnych śpiewów utrzymała się przez następne parę utworów, a i przed kolejnym mieliśmy okazję usłyszeć anegdotę jak to w trakcie zeszłorocznego występu w Nakle publiczność bardzo domagała się Słodkich fiołków, których akurat wtedy Pani Sława nie miała w swym koncertowym repertuarze, więc wówczas utwór został odśpiewany przez widownię, ale tym razem już w pełnej wersji także i przez Artystkę. Dodatkowo pod koniec 'wtargnęła' na scenę Pani Alicja Majewska która podziękowała szanownej Jubilatce, wyraziła słuszne oburzenie że takiego wydarzenia nie transmituje telewizja oraz wraz z Panią Sławą wykonała w duecie krótką repetycję fiołków.
No i na koniec jeszcze krótki set z technik mnemonicznych ;) czyli najpierw wspominanie a potem pamiętanie i jak to wyraził jeden z występujących mówców:
Pani Sławo, pamiętamy, była jesień :)
Artystce towarzyszyli:
Janusz Tylman - fortepian
Marek Wroński - skrzypce
Jan Krzyżanowski - narracja
a na program piłkarskich (bo 2 razy po 11) setów złożyły się następujące piosenki:
Pieśń gruzińska
Poszłabym ja na kraj świata
Gdzie są kwiaty
Nie zabierajcie chłopców na wojnę
Dziewczyna z Portofino
Malaquena
Cyganeria
Kochankowie jednego dnia
7 dobrych lat
Rebeka
Rebeka tańczy tango
===
Taka mala
Jak trudno jest zapomnieć
Co bez miłości wart jest świat
W Jaworkach
A jak poszedł król na wojnę
Jeruzalem
Tango notturno
Ja śpiewam piosenki
Słodkie Fiołki
Wspomnij mnie
Pamiętasz była jesień
to skoro było o koncercie Sławy Przybylskiej wygląda że niechybnie nadciągają święta więc zdrowego i radosnego świętowania i dyngusowania, alle-luja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz