czwartek, 15 marca 2012

Pod powierzchnią gra kurpsiowska muzyka (choć i nie tylko)

Koncert na zakończenie roku ks. W. Skierkowskiego na Mazowszu - Sala Koncertowa Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina, Warszawa (8 III 2012)


Kilka dni temu wspominałem o anonsowaniu tego koncertu i trochę dziwna sprawa bo rzecz zacna i doniosła a jakoś zupełnie nierozpropagowana zdała się być, bo i na stronie Uniwersytetu nic nie było o tym wydarzeniu jak i gdziekolwiek w internecie niczego nie udało mi się znaleźć. Jednak już w gablocie koło wejścia w szacowne progi uczelni przy Okólniku plakat wisiał całkiem okazały.

Mimo zapowiedzi organizatora - pana Olendra, że tym razem będzie nieco krócej (w porównaniu z jesiennym) to całość trwała dosyć długo, przynajmniej na tyle że nie dane mi już było jechać na drugi zaplanowany występ tego wieczora czyli sztukę dEUS'a w Proximie i tylko szkoda że znaaaczną część występu na Uniwersytecie stanowiły różnorakie gadaniny i przeciągające się wręczanie nagród, odznaczeń i upominków w przeważającej większości dla przedstawicieli władzy różnych szczebli co to niby przyczynili się do zorganizowania tych obchodów, choć i tak bodaj największy aplauz zebrał człowiek-legenda dla kurpsiowskich śpiewów i tańców - pan Stanisław Sieruta, który dostał jakiś medal i śwarnym, tanecznym krokiem opuścił scenę bez zbędnego przedłużania przemowami i tylko szkoda że w programie artystycznym, zaprezentował jeno jedną pieśń.

Całość rozpoczął pan Kuczyński zadęciem w ligawo-podobną trąbę i zalotno-wspominkowym kawałkiem



Potem było z 10 minut gadki aż pan Olender przypomniał historię jak to się stało, że 'zesłany' w błotno-leśne odstępy parafii mysianieckiej i zafrasowany nieco potencjalnym brakiem doznań kulturalnych ksiądz Skierkowski, zbliżając się do celu podróży minął powóz, na którym jechał Kurpś z dwiema Kurpsiankami i jak to po minęciu jedna z nich zaczęła śpsiewać piosnkę (przypomnianą zaraz przez panią Apolonię), która to zachwyciła księdza dzięki czemu (w największym skrócie) stworzył dzieło swego życia - czyli jeźdżąc po wioskach i leśnych odstępach w czasie swej posługi (jak i już w późniejszych latach gdy został przeniesiony z Mysiańca i specjalnie w wolnych chwilach wracał na Kurpie) spisywał pieśni i meleodie ludowe, które potem zostały wydane w kilkutomowym opracowaniu



Następnie zaprezentował się Zespół Folklorystyczny 'Kurpiowszczyzna' z Myszyńca, który to charaktreyzuje się choćby tym, że śpiewa i tańcuje w nim spora część lokalnej wierchuszki władzy, wliczając w to nawet burmistrza z żoną



W trakcie występu zespołu zaśpiewali także i soliści czyli wspominany już pan Sieruta oraz pani Zofia, jednak nie wiem która gdyż wg programu miały być dwie czyli Charamut i Warych ale finalnie na scenie pojawiła się tylko jedna



Po tradycyjnym powolniaku na zakończenie występu miała miejsce najdłuższa część 'gadana' która zajęła chyba z ponad pół godziny, ale jak już wszystko wręczono i wszyscy obdarowani (tudzież zastępujący ich podczas nieobecności na sali UM) podziękowali, wtoczono fortepian, kontrabasista zaczął się podłączać do piecyka i przyszedł czas na drugą - dżezową część koncertu, w której to wraz z Mariuszem Bogdanowiczem wystąpił nie kto inny jak Włodzimierz Nahorny.
Przedstawili trzy kompozycje bazujące na ludowych pieśniach, choć w zdecydowanie odbiegającej od ludowości (a przynajmniej mazowieckiej) interpretacji, którą rozpoczął kawałek o najnowszej reformie emerytalnej ;)



Duet zebrał duży aplauz i został wywołany na bis, w którym to jednak pan Nahorny zdecydował się zagrać coś o niekoniecznie kurpiowskiej proweniencji i zaprezentował jedną z bardziej znanych swoich kompozycji. Niestety kilka dni po tym występie zmarł Bogusław Mec czyli piosenkarz, który swoim wykonaniem przyczynił się do spopularyzowania tej pięknej melodii



Tak zakończyła się druga część i jako że kilka osób z widowni skierowało się do wyjścia, przyśpieszono nieco tempo i już bez zbędnych dłużyzn na scenie ponownie pojawiła się pani Apolonia wraz z towarzyszącymi jej muzykami zespołu Ars Nova a wkrótce także kolejna śpiewaczka (znana choćby z jakiegoś telewizyjnego szoł) jednak władająca już nie ludowym śpiewokrzykiem ino ukształtowanym mezzosporanem - Alicja Węgorzewska-Whiskerd



Bardzo ciekawym pomysłem zaprezentowanym przy wykonaniu dwóch pieśni ze zbioru Karola Szymanowskiego było zaprezentowanie w introdukcji ludowej interpretacji a następnie dopiero klasycznego opracowania



Ale jeśli gra Ars Nova to ja najbardziej luzbie jak śpsiewa pani Apolonia, a skoro w programie był jeszcze jeden utwór w ich wykonaniu a do tego jeden z moich najbardziej ulubionych z ich repertuaru, to na koniec do posłuchania jeszcze jeden lament



I jeszcze oficjalny program koncertu, który wprawdzie niedokładnie był taki jak widać, ale co tam grunt to improwizacja











a ten tytuł ze zmienionego cytatu Variete to tak zupełnie przypadkiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz