czwartek, 5 stycznia 2012

Podsumowanie ZOll, czyli generalnie szacunek dla starszych!

Nie przepadam za specjalnym podniecaniem się listami, zestawieniami, statystykami i punktowaniem odnośnie dokonań muzycznych bo i ze względu na ciągły brak obiektywnego urządzenia mierzącego, takowe szeregowanie zawsze miało dla mnie pewien defekt koncepcyjny charakteryzujący się choćby tym, że w zależności od pory dnia, nastroju i nastawienia bardzo różnorakie kolejności owych list mogą wychodzić.
No ale na koniec roku warto (choćby dla późniejszych porównań) zrobić pewien rachunek tego co bardziej lub mniej kręciło w danym okresie.

To i w razie wszelkich wątpliwości muszę prewencyjnie zakomunikować, że poniższe zestawienia mają bardzo krótkotrwały okres ważności, bo pewnie jutro (lub każdego innego dowolnie wybranego dnia) jakbym się nad nimi pochylił wyszły by mi całkiem inne kolejności, a poza tym w wielu przypadkach na podstawie dotychczasowych doświadczeń, wiem że pewnie sporo fajnych rzeczy ujrzało światło dzienne w minionym roku, ino do mnie dotrą z pewnym (może nawet kilkuletnim dilejem) więc z natury rzeczy nie są uwzględnione.

Jednakowoż to co się zdecydowanie rzuca w oczy i uszy to fakt że dzisiejsi wygrani w poniższych kategoriach już od jakiegoś czasu są w wieku emerytalnym lub się do niego (w jednym wypadku) nieuchronnie i całkiem żwawo zbliżają.

No cóż, wiadomo przeca że każdy się starzeje i nikt kto żyw w młodości nie ostanie na amen ale może ja akurat w minionym roku postarzałem się nieco szybciej niż zwykle skoro takie mi wyszły wyniki...

Coby było jeszcze bardziej fajniej to będą 3 najważniejsze kategorie na jakie zwracam uwagę przy tego typu podsumowaniach czyli od najmniej ważnych: singiel (rozumiany dosyć dowolnie i niekoniecznie wydawniczo), long i sztuka na żywo.


Zatem pierwsze koty za płoty czyli zestawienie przebojów.
Niestety mimo upychania i dociskania na siłę dyszka nie chciała się rozrosnąć i nieco wartych uwagi numerów znalazło się poza zestawieniem, ale jako że już jutro może się to zmienić więc ino pokrótce zarzucę, że dziś wśród nich wylądowały choćby takie znane (i nie) szlagiery jak:

- Hugo Race - Dope Fiends (oficjalnie to jeszcze nie wyszło ale ponoć ma otwierać drugą płytę Fatalistów, której to można się spodziewać już w tym roku)
- Hedningarna + Kapela ze wsi Warszawa – Grajo gracyki, skaco koniki (też jeszcze nie wyszło, choć kooperacja dwóch zasłużonych folkowych składów z nad różnych brzegów Bałtyku w interpretacji znanego kurpsiowskiego szlagieru została zarejestrowana w studio już równo w połowie roku)
- Niwea - Miasto średnie (czyli jak można zagrać zimną falę w stylu bardziej lub mniej hip-hopowym i jak dla mnie zdecydowanie najlepszy numer na drugiej płycie składu od smarowania)
- Half Man Half Biscuit – Left Lyrics In The Practice Room (czyli najlpeszy 'wyspiarski zespół folkowy od czasów The Clash' w swym bodaj najbardziej jajcarskim tegorocznym dokonaniu)
- Trawnik - Bufetowa (a to znowu coś dla wszystkich fanatyków politycznej epidemii gronkowca w stolycy)


I teraz już można pojechać z oficjalną dziesiątką


10. Rizzle Kicks – Down With The Trumpets

Jakbym pokusił się o zestawienie wideo-klipów z zeszłego roku to byłby to jeden ze zdecydowanych faworytów o ile nie zwycięzca, a i w kategorii hip-hopu też by bankowo zgarnęli wygraną, niestety z powodu redukcji w/w muszą się zadowolić jedynie otwieraniem dyszki ogólnej

9. Contemporary Noise Sextet – Norman's Mother

Pierwsze symptomy że trafiłem do grupy docelowej konsumentów geriavitu ujawniły się już w 2010 gdy to niespodziewanie wzrosła moja tolerancja na dokonania dżezowe, a potem to już ten stan się tylko rozszerzał że obecnie właściwie to mam nawet pewne obawy czy aby nie za daleko to już zaszło...

8. John Porter - Piece of Paradise

Jakoś także dotychczas (poza pewnymi wyjątkami) niespecjalnie mnie kręciły żeńskie wokale więc po kilku płytach na których Porter kolaborował ze swą znaną skąd-inąd żoną, tym razem nagrał solowego longa i dzięki temu kawałkowi poczułem, że zdecydowanie chcę go posłuchać i jak się okazało warto było, bo całość nie dość, że zalatuje trochę Hugiem (ale skoro kolega Huga z zespołu produkował ostatnią płytę Portera z żoną to można to jakoś zrozumieć) to ma jeszcze sporo przebojowości i ciekawej wyrazistości jakiej w dokonaniach Johna z ostatnich lat mi brakowało a w tym kawałku ogniskują się jak dla mnie same pozytywy jego solowej twórczości

7. Metronomy – The Look

Wczesną wiosną na skutek awarii karty dźwiękowej i mojej genralnej niechęci i niewiedzy by cokolwiek dłubać przy komputerze przez jakiś czas (jak to bywało lata temu na-zad) zostałem dosyć wiernym słuchaczem radiowej trujki, a jako że teda był to jeden z częściej puszczanych numerów, to mimo tego, że stylistycznie należał do zupełnie innej bajki niż te, które specjalnie lubuję, swą minimalną instrumentalizacją popową wkręcił mnie bardzo mocno i totalnie nie chciał się odczepić przez pewien czas, a jak do tego dodać niezły i równie powściągliwy teledysk (który to jedynie mógłby z Rizzlekiksami konkurować) to w mej ocenie wygenerowało finalnie aż tak niespodziewanie wysoką pozycję

6. Mipasi – Modrzew

Jest dobrze, bo jest z nami modrzew! To bodaj mój ulubiony szlagwort mininego roku! poza tym to znakomite życiowo-filozoficzne cmentarne rege i taka zajebioza absolutnie mi-pasi, amen
reszty sami posłuchajta!

5. Ballady i Romanse – Oddechy

Ponoć to jest numer o kłótni kochanków z Warszawą w tle, a skoro kłótnie to muszą być podziały, a nic tak nie oddziela Bielan od Żoliborka jak Armii Krajowej tra(n)sssss, bum bum bum bum, bum bum bum bum

4. Tindersticks – Medicine

Pierwszy od wielu lat singiel, który pilotuje następne wydawnictwo płytowe jednej z najbardziej ulubionych kapel jaki mi się spodobał bez żadnego zbędnego gadania, nic dodać, choć wsród fanatyków pojawiło się niecne podejrzenie, że nieco przypomina odpowiednio zwolniony jeden ze szlagierów Roja Orbisona z jego najlepszej płyty, tak czy siak nie mogę się doczekać jakiegoś-tam deszczu jaki spadnie już w lutym

3. Tom Waits – Face to the Highway

Właściwie to zupełnie jak kolejny z multum kawałków wyliczankowych, ale jak Tom wylicza i odwraca się w taki sposób do autostrady to ja jednak wymiękam.
Czas wyleczyć nogę i w drogę!

2. Bill Callahan – One Fine Morning

Jest coś takiego jak nagła i niespodziewana magia radiowa, to znaczy słyszysz po raz pierwszy w życiu dany numer w radio i odpadasz na maxa.
Kiedyś to była przypadłość jaka zdarzała mi się częściej, dziś w dobie społeczeństwa internetowego pewnie występuje znacznie rzadziej, ale jednak nadal ma miejsce! U siebie zaobserwowałem ją po raz pierwszy od wieeeelu lat, gdy to w jednej z audycji pierw usłyszałem coś brzmiącego jakby Tindersticks coverowali jakiś nieznany numer Vana Morrisona z sesji do Astral Weeks a potem prowadzący oznajmił, że to nowy numer z płyty Billa Callahana, którego się wprawdzie wcześniej znało, ale miało doń podejście trochę jak do jeża, bo niby świetny baryton ale jednak za dużo w tym country było...
No, ale na chwilę obecną wygląda, że Bill to jedyny zawodnik który się załapał do każdej z dziesiątek więc jak na razie może wystarczy z tymi opisami

1. Seasick Steve – Underneath A Blue And Cloudless Sky

A czasami nie trzeba audycji radiowej by odpaść...
Ale nigdy, przenigdy bym się nie spodziewał, że gość co ma prawie siedem krzyżyków na karku potrafi składać takie miłosne songi i to na dodatek w tak minimalnej blusowo-bandżowej instrumantalizacji
Erni Hemingłej jednak miał rację, stary człowiek i może...

Waited so long just to find you
Feel like I've wasted half of my life
I might've wasted one head
But I won't waste the other out right

Won't be no bed of roses but there be a bed
Won't be no fancy wedding
But you'll get wed
Underneath a blue, cloudless sky

Take each other for better or for worse
I love you so much, it hurts
I'll be there when your hair turn gray
I'll be there when your hair turn gray

Won't be no bed of roses but there be a bed
Won't be no fancy wedding
But you'll get wed
Underneath a blue and cloudless sky

Take each other for better or for worse
I love you so much, it hurts
I'll be there when your hair turn gray
Take each other for better or for worse

I love you so much, it hurts
I'll be there when your hair turn gray
I'll be there when your hair turn gray
I'll be there when your hair turn gray




i jeśli chodzi o 2011 to wyjątkowo jest jeszcze miejsce zerowe...

to znaczy jak dla mnie największy tegoroczny szlagier, choć zdaje się wykonywany od jakiegoś czasu, w formie poetyckiej znany od kilku lat i w formie piosenkowej także zdaje się niekoniecznie z 2011 ino nadal oficjalnie niewydany więc trudno i go wyłuskać


Pytam dlaczego niepalący
przychodzą na imprezy dla palących
czemu chcą wiecznie dominować,
czemu chcą być
czemu są wiecznie obrażeni...

bo to jest bracie wojna
wojna palących z niepalącymi
odwieczna dychotomia
jak legia i Polonia
jak wisła i Cracovia
jak Staś i Nel

wojna!

mój mały przyjacielu papierosie
spędziłem z tobą więcej czasu niż z kimkolwiek
niszczymy się nawzajem
wzajem oddani sobie
wypalamy się
bo to jest bracie wojna
wojna palących z niepalącymi
odwieczna dychotomia
jak wisła i Cracovia
jak legia i Polonia
jak Staś i Nel

wojna


Pytam dlaczego niepalący
przychodzą na imprezy dla palących
czemu chcą wiecznie dominować,
czemu nie chcą zrozumieć
naszego żaru, naszego popiołu

bo to jest bracie wojna
wojna palących z niepalącymi
odwieczna dychotomia
jak legia i Polonia
jak wisła i Cracovia
jak Staś i Nel

wojna

wojna

wojna

wojna!



---------


single z głowy to czas na longi
Generalnie rok całkiem udany, zapewnie jak zwykle niedoszacowany bo i trudno odsłuchać wszystko w odpowiednim czasie, choć jeśli takie tuzy jak Twilight Singers, PJ Harvey, The Waterboys, dEUS czy Radiohead nie mieszczą się w dziesiątce to znaczy że albom zawyżył oczekiwania albo artyści zaniżyli loty w stosunku do dokonań z przeszłości czy oczekiwań. Z drugiej strony w okolicach drugiej dyszki znaleźli się także ci którzy spisalali znacznie lepiej niż by się można spodziewać ale jednak nie na tyle wysoko jak choćby Dżon Porter ze swoją świetną ostatnią płytą, Anka Calvi z niezłym debiutem, trzymający formę Kid Congo i Slim Cessna czy choćby druga płyta sióstr Wrońskich, która jednak w aranżacjach koncertowych wypada zdecydowanie lepiej niż w studio. Z rzeczy o których mam świadomość a jeszcze nie posłuchałem to choćby nowa Kaśka Busz (no ale ciągle nie ma śniegu), Edek Vedder no i jak cholera boję się po tylu latach ostrzenia zapoznać z nową Siekierą...


10. Half Man Half Biscuit – 90 Bisodol (Crimond)

Do minionego roku kojarzyłem ten skład głównie z udziałem na składance C-86 i fajną nazwą ale nadrobiłem zaległości w edukacji muzycznej i tak się miło złożyło, że wkrótce potem wyszła nówka sztuka. Może nie jest tak świetna (choćby jeśli chodzi o okładkę) jak Achtung Bono, ale w stosunku do poprzedniczki raczej widać zwyżkę no i kierownik ich wytwórni - Geoff, tak się zdziwił że ktoś z Polski zamawia ich płytę że aż dostałem zduplikowaną paczkę

9. Gadająca Tykwa

Noż wreszcie! bo ile można czekać?
oby tylko z Wielbłądami i Mipasi nie trwało to tak długo...

8. HTRK - Work (work, work)

Trochu się obawiałem jak to będzie gdyż nie dość że zabrakło nieodżałowanego producenta pierwszej płyty to jeszcze basista zdecydował że wysiada ino nie tylko z grania ale życia wogóle, przez co chyba zespół jeszcze bardziej z hate rock trio zmienił się w love electronic duo choć jak kto lubi się szendać nocą po mieście to ten materiał świetnie się nadaje

7. Adele - 21

Bodajże gdzieś od połowy podstawówki nie zdarzało mi się by najlepiej sprzedająca się płyta w skali światowej spotkała się aż z takim mym uznaniem, no ale ostatni numer przypomina początek debiutanckiego longa ulubionego wokalisty i przeca nie zawsze to co się sprzedaje hurtowo musi być kichą

6. Sacri Cuori - Douglas & Dawn

Ot takie północno toskańskie pejzaże zarejestrowane na średnio dzikim zachodzie Ameryki, choć i tak najbardziej mi się tam podoba kawałek o nizinach

5. Bill Callahan - Apocalypse

Jako że Bill cieszył się sporą estymą wśród innych fanów mojego ulubionego śpiewaka to już jakiś czas temu próbowałem zapoznać się z jego dokonaniami ale zawsze coś było nie tak, a to za dużo kantry, a to za mało czego innego a to znowu nie tak, no ale wreszcie swym apokaliptycznym longiem trafił w moje pasmo przenoszenia ino mam nadzieję że to nie zwiastuje także jakiejś mojej apokapilpsy...

4. R.U.T.A. - Gore - Pieśni buntu i niedoli XV - XX w.

Maciek Szajkowski z wsiowej warszawskiej kapeli wpadł na zajebisty pomysł by stworzyć etno-pankową hybrydę i zaprzęgnąć kilku weteranów krajowej sceny, którzy w akustycznych aranżach przedstawili interpretacje ludowych kawałków gdzie to społeczeństwo ma w głębokim poważaniu rządzących nimi panów. W kategorii płyta roku może nie zwyciężyli ale mimo wszystko to i tak najlepszy preznet pod choinkę dla Donalda T.

3. Contemporary Noise Sextet – Ghostwriter's Joke

jestem Lama, słucham dżezu od ponad roku, ale nie, nie zamierzam z tym walczyć a wręcz przeciwnie i to nie żaden żart


teraz czas na rzut monetą...
cholera, spadła gdzieś gdzie nie można jej znaleźć, to zaimprowizuję i niechaj będzie tak

2. Seasick Steve – You Can't Teach An Old Dog New Tricks

Gdyby nie to, że było założenie iż w zestawieniu najlepszych kawałków wykonawcy nie mogą się powtarzać to tytułowy kawałek z ostatniej płyty chorego Stefana byłby pewnie w pierwszej trójce a i trudno określić ile innych jeszcze w dziesiątce, po prostu cała płyta jest w pytkę



1. Tom Waits - Bad as Me

A w tym wypadku może nie ma aż tak oczywistych hiciorów jak u poprzednika ale poziom jeszcze równiejszy! To i zanim umrę jak Dżejms Dean chciałbym się tylko zestarzeć jak Tom Waits...




---------


I już ostatnia część wyliczanek za zeszły rok czyli to co tygrysy lubzią najbardziej. Coby był większy wybór to prócz koncertów na których byłem obecny ciałem jest jeszcze kilka takich gdzie wprawdzie mnie nie było ale maczałem paluchy w produkowaniu z nich rejestracji, t.zn. po szybkim przeszkoleniu nagrywali znajomi lub w jednym szkockim wypadku zrobiłem poszukiwania miejscowego tapera któremu zafundowałem bilet a on zrobił bardzo zacnego butlega z historycznego debiutu

W tej katagorii jedna dycha to zdecydowanie za mało więc będą dwie a i tak kilka występów, które wydawało że się zmieszczą wylądowały poza zestawieniem i najbliżej były te najbliższe bo żoliborskie (De Press nad kanałkiem na Kępie czy Komety w Forcie Sokolnickiego, wspominana niedawno Halinka Kunicka w nowym bielańskim ratuszu, czy łódzki koncert legendarnego Kida Congo któemu jednak towarzyszyli Khan i zastępująca Julee Cruise - Anita Lipnicka, przez co dobrany repertuar był zdecydowanie za mało kidowaty)
Oczywiście by nie dublować zbyt przesadnie jeślim był na więcej niż jednej sztuce danego artysty/zespołu to wybór padał na tę lepszą

20.Robert Plant & the Band of Joy + North Mississippi Allstars Duo - 2011.08.02, Torwar, Warszawa

Zdaje się kilku minut zabrakło bym sam się udał na Torwar ale skoro przed laty R. wkręcił mnie w zbieranie butlegów, które po jakimś czasie przerodziło się w ich produkcję to tym razem ja się odwdzięczyłem i dzięki nowemu, banalnemu w obsłudze sprzętowi po kilkuminutowych zajęciach praktycznych wyekwipowany kolega udał się poczynić swoje pierwsze żywiołowe rejestracje. Fajny blusowy saport i słabiej brzmiąca (torwarowe nagłośnienie nie dało rady) choć nieprzebrzmiała gwiazda w może niezbyt szczytowym repertuarze ale za to małpi kower Low bardzo udany

19. Anna Calvi + Pustki – 2011.10.17, Palladium, Warszawa

A w tym wypadku po jeszcze szybszym szkoleniu K. z małżeńskim wsparciem D. zajęli się stołecznym koncertem jednej z ciekawszych zeszłorocznych debiutantek, no choć nie wiem czy jak dla mnie fajniejszy nie był krótki acz treściwy występ Pustek które prócz kilku szlagierów zaprezentowały także zupełnie premierowy numer

18. Marek Dyjak - 2011.03.11, Och-Teatr, Warszawa

Tu sytuacja nieco odwrotna, to znaczy F. poprosił mnie o nagranie tej sztuki bo coś terminowo nie przypasowało. Polski Tom Waits, który swego czasu zdaje się łykał znacznie więcej niż legendarny wokalista The Pogues - Shane Mac Gowan a przy okazji najlepszy interpretator Mieciowego szlagieru o ostatniej niedzieli dał całkiem wstrząsający występ, no i wart zauważenia był także fakt, że to raptem jeden z dwóch koncertów jakie widziałem, gdzie w zamkniętym pomieszczeniu wielokrotnie złamano zapisy ustawy o niepaleniu

17. Hedningarna + Kapela ze wsi Warszawa – 2011.07.01, Rynek Nowego Miasta, Warszawa

Z okazji objęcia preziowania w UE zorganizowano w mieście sporo koncertów w dniu inauguracji. Ja się wybrałem na najwcześniejszy i na dodatek na otwartym powietrzu a pogoda była iscie sztormowa, lało tak że prawie potop ale skoro był to pierwszy występ w kraju najlepszego szwedzkiego zespołu to inaczej raczej być nie mogło

16. Woven Hand + Eklin - 2011.04.13, Paard van Troje, Den Haag

W 2010 złapałem dużą fazę na łowenhandowe dokonania Davida Eugena Edwardsa a że skurczybyk konsekwentnie omija nasz kraj ze swoimi występami to trzeba było potreinować na zachód, pech chciał tylko że trafilim na bodaj najsłabszą trasę Gieńka w historii, na dodatek niezbyt korzystnie nagłośnioną (przynajmniej w Hadze) co jednak nie możńa zrzucić jak w przypadku Torwaru na miejscowy sprzęt gdyż melanżowy miejscowy saport brzmiał krystalicznie i na tyle dobrze grał, że uratował całe to nieco karkołomne przedsięwzięcie

15. Wielbłądy – 2011.11.10, UrsynOFF, Warszawa

a o tym występie już było wcześniej...

14. HTRK + Standish/Carlyon – 2011.10.26, Captain's Rest, Glasgow

I znowu przypadek gdzie saport był przysłowiową wisienką na torcie, tym razem znacznie bardziej unikatową niż zwykle gdyż była to światowa premiera nowego składu 2/3 Devastations. W stosunku do ostatniej płyty Devsów jeszcze bardziej elektroniczna zupa, zupełnie jakby Conrad za dużo zasłuchał się ostatnich produkcji żony choć mimo niezbyt lubianej przeze mnie stylistyki stopień wkręcalności co najmniej tak dobry jak w przypadku Eklin i na dodatek gwiazda zabrzmiała znaaacznie lepiej niż na nieco wcześniejszym krakowskim występie w ramach Unsound Festival no i na koniec był nawet jeden kawałek z debiutanckiej płyty którego zabrakło w Mandze

13. Contemporary Noise Sextet - 2011.06.18, Muzeum Powstania Warszawskiego, Warszawa (w ramach Don`t panic! Yass we`re From Poland)

Mój pierwszy koncert zespołu braci Kapsów w swym bardziej dżezowym wcieleniu niż za czasów czegoś na kształt Elvisa, w szacownych progach znanego muzeum, niestety był to także pierwszy koncert gdzie zawykonywałem testy nowego sprzętu i na skutek niezbyt szczęsliwie dobranych ustawień dosyć boli próba przypomnienia dźwięków jakie wóczas odegrano, widać skoro nieco wcześniej skończyła się moja zła karma w kwestii nagrań danego wykonawcy to ktoś musiał wskoczyć na zwolnione miejsce i pechowo był to współcześnie hałasujący sextet

12. Apolonia Nowak & Swoją Drogą Trio – 2011.08.28, Politechnika, Poznań

o tym też już było, jednak ze względu na niezbyt długi występ pozostało uczucie dużego braku i dlatego tak nisko

11. Help Maciek - 2011.10.15, Stodoła, Warszawa

Dosyć specyficzny koncert, który miał na celu zebranie funduszy na leczenie Maćka Miernika, jednej z podpór rzeszowskiej sceny nowofalowej lat '80. Specyfika polegała na tym, że świetne (choć krótkie sety) były przeplatane występami miejscami kompletnie niesłuchalnymi i co gorsza rozczarowały nawet absolutne legendy jak Variete czy Made in Poland (w najbardziej znanym kawałku wspierane wokalnie przez byłego wokalistę zespołu - Roberta Gawlińśkiego i to wówczas zauważalny był znacznie większy procent wilków niż oryginalnych zawodników w składzie). Jednak pierwszy (nie licząc poprzedzającej warszawską edycję akcji w Rzeszowie) od ponad dekady występ Aurory czy od 5 lat Ayi RL, czy nawet hiphopowe sety Eldo czy podopiecznych Igora Czerniawskiego ratowały sytuację. Absolutną gwiazdą spędu był jednak o dziwo Paweł Kukiz, który najpierw nie bardzo wogóle był w formie by występować (w składzie Piersi i Ayi) i odstawiał niezłe szopki, to jednak to co zrobił, powiedział i zaśpiewał (ha! jak zaśpiewał, szczególnie o swojej ulicy) było totalną miazgą!


10. Twilight Singers - 2011.04.10, Stodoła, Warszawa

Stare przysłowie mówi, że do trzech razy sztuka i chyba prawi właściwie gdyż dopiero przy trzeciej wizycie Grześka Dulliego w mieście sprawy potoczyły się jak należy i moja zła karma nagraniowa odeszła w przeszłość (choć pojawiło się przypuszczenie, że jednak powodem ów nieszczęść nie był Dulli tylko Lanegan który go wspierał przy dwóch pierwszych sztukach, a którego tym razem zabrakło, no nic to się pewnie sprawdzi już niedługo...)
Grześ dostosował swoje nawyki do nowej ustawy bo i rzucił palenie i jakoś tak znacznie mizerniej niż ostatnio wyglądał ale na szczęście nie odbiło się to na poziomie wykonawczym i na własne uszy można było się przekonać że prócz kowerowania Bitelsów daje radę również z Dżonem Kol-treinem, choć jak zwykle w zbytnio krótkiej wersji, a jakby tego było za mało to pojawił się też nawet krótki cytat z Majlsa (co to nieżyw) don't forget the alcohol uuuuu bejbe, a ja tylko mogę dorzucić don't forget to come back with Whigs, bo i w tym roku Afgany są zakontraktowane na kilku występach na kontynencie i mam nadzieję że nie trzeba będzie jechać za daleko bo strasznie dużo mocarnych reaktywacji kroi się w 2012 i jak na razie nic nie wskazuje by owe reaktywacje także pojawiły się u nas...

9. R.U.T.A. – 2011.07.22, Uroczysko Boryk, Gródek (w ramach festiwalu Басовішча)

hej kto żyw ten na basy, czyli o tym już było...

8. Świetliki – 2011.09.20, HRC, Warszawa

a i tutaj jak kogo interesuje więcej szczegółów to trzeba sobie zerknąć do archiwuma

7. Oczi Cziorne – 2011.11.17, CDQ, Warszawa

w ramach upraszczania sobie życia również mogę zaproponować to samo co powyżej ;)

6. Ballady i Romanse – 2011.10.27, Hydrozagadka, Warszawa

no a o tym miało być, ale jakoś nie było, co nie znaczy że może kiedyś tam nie będzie...
Ale tak skrótowo to tylko rzeknę że jak dla mnie jest to zespół pokroju kapeli z miejsca numer 10, a konkretnie mi chodzi o taki apsekt, że nagrania studyjne tego zespołu są zwykle tylko bladym odbiciem wersji koncertowych i mimo, że w porównaniu z Tłajlajtami czynnikiem stanowiącym nie jest zwiększenie udziału gitary (bo ta pojawiała się na koncercie jeno z rzadka, ino w formie akustycznej i na dodatek prawie niesłyszalnej) ale sprawna sekcja rytmiczna ze szczególnie pozytywnym udziałem lekko przesterowanego basu kolegi z innego zespołu jednej z sióstr czyli Radka Łukasiewicza dodała więcej żywiołu w łapaniu trudnych oddechów podczas próby przepłynięcia Wisły w Warszawie czy zbierania oziminowych plonów w czarnej ramce niż dziesięciu wujków i nawet osiem cioci!

5. Bill Callahan – 2011.11.12, Teatr Rozrywki, Chorzów

Jak nie ma w kraju koncertu Tinderów to trzeba się zadowolić czym popadnie, część pierwsza.
Mimo tego że Bill nie zagrał mojego ulubionego numeru, mimo tego że w składzie nie było basisty, mimo tego że pare innych problemów wystąpiło podczas naszej kolejnej wizyty na Śląsku to i tak sam koncert był epicki. A i mimo tego, że dźwięki były kreowane tylko przez okrojone trio to i tak było pięknie a podczas Too Many Birds czy Drover'a to nawet magicznie, to uciszanie publiki przed The real people went away, but I'll find a better word someday i przyczadzenie przed one thing about this wild, wild, wild old country, It takes a strong, strong, It breaks a strong, stroooong mind, and anything less, anything less, makes me feel like I'm wasting my time

4. Mipasi – 2011.12.01, praCoVnia art club, Warszawa

Było dobrze z modrzewiem, było dobrze w filharmonii, nawet było dobrze na trzy: z Putinem, tańczącym lwem, czy plazmatycznym kantry, także nie ma co narzekać i można zerknąć do archiwum po więcej szczegółów

3. The National - 2011.02.22, Studio, Kraków

Jak nie ma w kraju koncertu Tinderów to trzeba się zadowolić czym popadnie, część druga (i jak to bywa - ostatnia)
Czasami ma się objawienia, mi się objawiło że mózgowy i cytrynowy kawałek będą zagrane właśnie w Krakowie (bo akurat zespół raczył wówczas nieco kombinować z setlistami). Nie byłem pewny jeno objawienia co do gęsianego numeru a że wszystkich ich dotychczas jeszcze na żywo nie słyszałem to trzeba było podjąc wyzwanie. Do pełni szczęścia w Krakowie zabrakło tylko (albo i aż) gęsianego numeru ale jakby był to trzeba by rzec we won't be dissapointed a tak to sprawy w Krakowie jednak nieco rozczarowały, nie-co, ale tak to widać musi być...

2. Hugo Race and Fatalists - 2011.05.12, CDQ, Warszawa

Tutaj zawystąpił największy urodzaj w wyborze, bo pierwszy raz w życiu kopnąłem się w całą krajową trasę bogactwa naturalnego Australii. W Zielonej Górze najfajniejsze było miejsce koncertu (przykanjpiany ogórdek), w Poznaniu, jak to w Poznaniu pewnego rodzaju rozluźnienie, a na koniec trasy w betonowo-traumatycznym krakowskim Re, mimo najgorszego brzmienia najlepszy soundcheck i pokoncertowa biesiada z muzykami zakończona rozmowami z Hugiem na dosyć poważne tematy o kosmosie czy choćby o przyczynach i szczegółach największej straty w krainie kangurów z ostatnich lat, ale we were all fatalists that night, my friends...
A jeszcze dzień wcześniej tradycyjny koncert Huga w CDQu, mimo że tym razem w porównaniu z historycznymi występami widać było pewien deficyt po stronie publiki to jeśli chodzi o reakcje, te były dalekie od deficytowych i jako rzekł Hugo porównywalne z szałem jaki zobaczył w gorącej Brazylii

1. Sława Przybylska – 2011.12.15, Klub Reaktywacja, Działdowo

i wszystko jasne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz